W kwitnącym czeremchą maju do wielu szkól - Mejszagoły, Suderwy, Dukszt, Korwia, Miedziak, Szawli - tak jak przed gwiazdką, zawitał "św. Mikołaj" i w szkołach tych zapanował zapach słodyczy.
Zresztą, nie tylko słodyczy, bo każda placówka dostała też inne dary. Tym dobrodziejem, który już od pięciu lat takim sposobem pomaga Wileńszczyźnie jest ks. prałat Włodzimierz Czerwiński, kierownik Polskiej Misji Katolickiej w Zurychu. Po stronie litewskiej wiernie mu sekunduje ksiądz proboszcz parafii mejszagolskiej Józef Aszkiełowicz. Ks. Czerwiński zbiera dary, a ks. Aszkiełowicz doskonale wie, w jakiej szkole co jest najbardziej potrzebne.
Mimo napiętego harmonogramu kilkudniowego pobytu na Wileńszczyźnie, kierownik Polskiej Misji Katolickiej w Zurychu, jak też bardzo aktywnie się w niej udzielajacy Jean Marc Bossi, oczywiście wspólnie z ks. Aszkiełowiczem, wpadli do naszej redakcji. Skorzystaliśmy z okazji, by poprosić ks.Czerwińskiego o mini-rozmowę.
![]() |
Goście ze Szwajcarii - (od lewej) Jean Marc Bossi, ks. prałat Włodzimierz Czerwiński oraz ksiądz dziekan Józef Aszkiełowicz odwiedzili też "Kurier" Fot. Marian Paluszkiewicz |
Przyjazd na Wileńszczyznę z darami - to już tradycja...
Staramy się raz do roku sprowa-dzić taki transport, w którym są zarówno komputery, kserokopiarki, sprzęt sportowy, odzież, buty, jak i słodycze.
Jakimi "drogami" ksiądz je zbiera?
Bardzo różnie. Część przynoszą wierni po mszach polonijnych. Część jest wynikiem pisania listów do różnych firm, poszczególnych biznesmenów, szpitali.
Szpitali?
Właśnie ze szpitali w Lucernie są komputery, które obecnie przywieźliśmy. Bo te placówki lecznicze co kilka lat odnawiają sprzęt komputerowy i dlatego ten używany, ale w bardzo dobrym stanie, może służyć innym przez długie lata. Jeżeli chodzi o słodycze, to jesteśmy w dobrej sytuacji - potrzebę pomocy rozumie znana szwajcarska firma "LINDT & SPRUNGLI", która i jest głównym jej ofiarodawcą.
Czy w Szwajcarii Polonia jest liczna, a tym samym hojna.
Polska Misja Katolicka ma w swej pieczy część niemieckojęzyczną, w której jest 20 kantonów, w których zamieszkuje około 3 tysiące Polaków. Czyli, sami Polacy nie daliby rady, dlatego tak się cieszymy, że do tej szlachetnej akcji pomocy włącza się coraz więcej ludzi.
Dwa dni pobytu na Wileńszczyźnie, odwiedzenie tylu szkół - na najmniejszy relaks po ciężkiej drodze nie ma prałat czasu...
Cieszę się, że tym razem szybko tu dotarliśmy. Odczuliśmy, że Litwa jest już w Europie. Na granicy kilka minut. To cieszy, bo dotychczas ta strona życia też dawała się we znaki. Pomoc będzie jeszcze łatwiejsza. - Więc to "zaliczka" pomocy na przyszłość? O ile tylko Bóg pozwoli!
Helena Gładkowska