konferencja IV

 

Boże Narodzenie

 

         Adwent nie jest wyblakłą fotografią rodzinną Maryi, Józefa i Dzieciątka, lecz zaproszeniem od Boga. Adwent, to nowina, że nadchodzi Pan, że Królestwo Jego jeszcze się nie wypełniło, ze trzeba jeszcze naszej cierpliwości, naszej modlitwy, naszej pracy, naszego głębszego rozumienia.

         Przed nami Boże Narodzenie 2004. Nie wspomnienie, nie symbol, ale narodzenie rzeczywiste. Święta łagodne i nastrojowe, spokojne i swojskie - co właściwie świętuje się rok w rok przez wieki chrześcijaństwa? Co przywołamy w kolędach i pastorałkach, w jasełkach i odwiedzinach aż po obecny czas? Boga? Echo dawnego wydarzenia? Czar dzieciństwa i jego niewinności? Oto wiara zdaje się przygasać, światłość ciemnieje, ciemność gęstnieje, a "obchody świąteczne - jak pisze dziennikarz BBC Malcolm Muggeridge - stają się popisem zdolności handlowych, celebrą wielkiego współczesnego kultu konsumpcji, aktem nabożeństwa ku czci nowego bożka - posiadania, czyli globalnego produktu narodowego".

         Jesteśmy tutaj, do pragniemy, aby Boże Narodzenie stało się czymś więcej niż krzepiącym nastrojem. Na kilka dni przed patrzymy w tę świętą noc, bowiem chodzi nam o konkretne Dziecko, w którym przyjdzie Bóg. Dziecko będące wypełnieniem Obietnicy. Przyjąć Je może jedynie ten, kto wierzy w tę Obietnicę. Dla kogoś, kto nie wie, że istnieje jakaś obietnica lub ją odrzuca - żadne Dziecię nie urodzi się tego wieczoru. Ono może być przyjęte jedynie tam, gdzie jest oczekiwane. Jednak tam, gdzie Je przyjmą, przerasta wszelkie spodziewania.

         Bóg urodzi się dla zbawienia - ludów i narodów. Urodzi się w ciszy nocy, która wyzwala ciszę serca. On dostrojony jest do tego rytmu. Wydany na świat dla pokoju świata.

         Dziecię Jezus dane światu nie jest jedynie iskrą rzuconą na chwilę w noc, jaka coraz bardziej ogarnia ludzkość. Nocną porą w  Betlejem  rozświetla ciemności, uwalnia od zagrożeń, wyzwala z lęków. Nadaje cel i sens życiu. Odtąd świat i ludzie nie są tylko dziełem Boga, dziełem stworzenia, lecz cząstką Jego samego. Nie przygląda się On tylko ich biegowi, lecz Sam jest wśród nich.

         W Betlejem kolejny raz spada na Niego nasz los, nasza radość, nasza nędza. Bóg  zanurzony w czasie, podobny do człowieka we wszystkim, oprócz grzechu. W tym Dziecku na sianie Bóg wypowiada Swoje ostatnie, najpiękniejsze słowo. Boże Narodzenie jest wydarzeniem rzeczywistym, ciągle obecnym wśród ludzi, aktualnym - my chrześcijanie podchodzimy doń tak blisko, ponieważ pragniemy, aby dokonało się ono także w nas i przez nas. Blask świeczek i zapach jedliny, prezenty i melodie kolęd, nie mogą osłabić Jego mocy, ani sprowadzić do tradycyjnej obrzędowości czy folkloru.

                   Adwent to czas patrzenia, jak Bóg staje się człowiekiem. Adwent mówi: Bóg jest człowiekiem. Mówi dalej: człowiek nie jest Bogiem. Bóg staje się człowiekiem po to, aby każdy z nas stał się... człowiekiem.

„Zrób to jak Bóg: Bądź człowiekiem” - przeczytałem na jednej reklamie. Może to tylko hasło, ale daje do myślenia. Co to ma znaczyć: „Bądź człowiekiem”.  Być człowiekiem? Przecież nie muszę się nim stawać. Jestem nim zawsze. Czy rzeczywiście? Tyle wokół egoizmu, plotek, nieporozumień, niechęci, zła, krzywd małych i dużych. Tyle innym sprawianych przykrości.

Oto przed nami zadanie: Stawać się człowiekiem...  ludzkim. Jak ludzki jest Bóg.

A w tym zawołaniu Adwent jest jednocześnie druga myśl: Bóg staje się człowiekiem, aby człowieka odwieźć od pragnienia dorównania Bogu.

Wszelkie narodzenie przypomina o nagości. Nowo narodzony Jezus ukazuje się nagi. Nagi, jak każde dziecko. Ta nagość odsłania cierpienie. W liście do Filipian św. Paweł tę nagość Boga nazywa greckim słowem kenosis, które oznacza ogołocenie, pustkę. Jezus rzeczywiście się ogołocił. Pragnąc być blisko nas, wyrzekł się chwały Bożej. Ogołocił samego siebie. Zniżenie się Boga do poziomu, do stanu człowieka nie jest dla niego pokorą. Dla Boga, który jest wszystkim, jest pustką. To coś niepomiernie większego niż być mrówce powiedział, chce być jedną z was. Jezus - miłość i dobro, jako człowiek zaznał wszelkiego rodzaju nieporozumień, rozczarowań, biedy. Patrząc na jego życie widać wyraźnie, że Jezus dotknął pustki człowieczeństwa. A pustka jest tam, gdzie nadziei grozi załamanie, wtedy beznadziejność zajmuje miejsce. W Jezusie Bóg zaznał pustki. Jednak przeważyło życie. I chociaż Jezus był Bogiem, poprzez cierpienie i agonię nauczył się, co znaczy mieć nadzieję. Nadzieja rodzi się z próby. Nie jest beztroską w obliczu prawdziwych trudności, nie jest cnotą ludzi zasobnych, nie ma w sobie nic z lekkomyślności.

         Dopóki nie zaznaliśmy obojętności jednych, złości drugich, ran i obrażeń miłości, załamań życia - nadzieję możemy uważać za rzecz naiwną. Dopóki nie ogołocimy się ze wszystkiego co przeszkadza: z fałszywych wartości, z fałszywych przyjaźni, ze względów światowych, z próżności, z dziecinnego przywiązania do oznak ważności, jaką sami sobie nadajemy - nadzieję możemy uważać za sztuczny kwiat.

         Ponad łatwizną i uproszczeniami tych, którzy mówią, jakoś to będzie - jest nadzieja.

         Ponad goryczą zawiedzionych, ponad agresją wyzutych ze wszystkiego jest nadzieją.

         Ponad sceptycyzmem znużonych - jest nadzieja. Ciągle znajduje grunt w naszym kamienistym życiu. 

         Zakłada tylko jedno - absolutne zaufanie do wielkiego równania z trzema niewiadomymi, jakim jest niepojmowalny Bóg: Ojciec, Syn i Duch.  

         Wszelkie narodzenie przypomina o samotności. Każde rodzące się dziecko jest dzieckiem jedynym. Staje się ono dorosłe w dniu, w którym spokojnie godzi się być tym, czym jest, przeżywać samotnie, co jest w nim jedyne.

         Wszelkie narodzenie przypomina o śmierci.  Narodzenie jest cierpieniem - powiedział już Budda. Śmierć odsłania nicość. Podczas narodzin dziecko zostaje wypchnięte z łona matki, gdzie jest mu dobrze. Rodząc się dziecko umiera dla swego pierwszego świata. Psychologowie mówią, że nieświadomie przeżywa ono strach przed nicością. Rodzice, którzy godzą się na przekazywanie życia, przyjmują na siebie odpowiedzialność za przekazywanie śmierci, gdyż ich dziecko będzie musiało kiedyś umrzeć. Młodym wydaje się to dość  brutalne, ale i zmartwychwstanie nie usuwa grozy przed śmiercią. I nawet w tym kontekście nadzieja jest ryzykiem, każe nam wierzyć, że życie będzie silniejsze od śmierci. Ale nie może nam powiedzieć dokładnie, czym życie będzie na tamtym świecie.

         Wszelkie narodzenie przypomina o śmierci, o doświadczeniu starzenia się. Dziecko i człowiek starszy - jakby krańce życia.  Starzenie się jest jednym z najbolesniejszych ludzkich doświadczeń. Podstępne osiadanie zbrzybiałości musi boleć. Jej nieubłagalne nadchodzenie budzi lęk. Człowiek nie chce patrzeć na nią. Dobrze o tym wiedzą specjaliści od reklamy, proponując odmładzające kosmetyki, odmładzające zabiegi chirurgiczne. Ale tak naprawdę, jak mamy sie odmładzać? Nie, nie sadźcie, że to niepoważne, kokieteryjne zagadnienie. Chodzi o to, by wiedzieć - jak żyć; w związku z tym trzeba wiedzieć w jaki sposób codziennie odżywać na nowo? Jak rodzić się co rano? Jak może człowiek narodzić się, będąc starcem - pytał Nikodem Jezusa. To zagadnienie nowego życia - wiąże się ściśle z Bożym Narodzeniem.

         Historycznie Jezus urodził się raz na zawsze w Boże Narodzenie. Ale Jezus mocą Zmartwychwstania  rodzi się co dzień. Kiedy pozwalamy Mu nadawać kształt naszym dniom, naszemu życiu - wnosi wewnętrzną moc, objawia, że rzeczy małe są czymś wielkim:

małe Dzieciątko - najważniejszą osobą Królestwa

młoda dziewczyna z Galilei - Królową wszechświata

ziarnko gorczycy staje się największym drzewem Królestwa

kawałek chleba - pożywieniem rzeszy

szklanka wody - najwyższym kryterium miłości

rybak z nad jeziora - pierwszym papieżem.

Ewangeliczne wyczucie najmniejszego, które staje się największym, to właśnie nadzieja, ofiarowana na każdy czas. 

         Chrystus wchodzi w wielorakie ubóstwo, ubóstwo materialne, moralne, duchowe, czego symbolem siano położone pod obrus - pamiątka narodzin w stajni. Wchodzi, aby nas wzbogacić. Zechciejmy przyjąć Jego dar. Ten ubogi żłóbek, który już jest przygotowywany w kościołach, niech nam także uświadomi, że nie jest tak żle, i że mimo skromnych warunków mamy tyle możliwości i rzeczy, z których możemy się cieszyć i jakie bezustannie możemy ofiarowywać innym.

         W rekolekcje zapaliliśmy gwiazdę, która choć  się tułasz - przywiodła cię do Jezusa. 

         Czy będziesz Jego Betlejem? Stań się Jego Betlejem.

         Powiadam ci: Przydasz się Bogu, żeby miłość mogła znów się narodzić.

 

PROWADZI KS.WIESAW NIEW€GOWSKI www.dst.mkw.pl, dst@mkw.pl

 

 

W DNIACH 27-30.XI.2004