konferencja III
Chrystus przychodzi teraz
Adwent - triada Boskiego zanurzenia w
czasie. Bóg jest dla nas prapoczątkiem, od którego pochodzimy, jest
przeszłością leżącą poza nami, w której wszystko zostało już dokonane. Jego
Królestwo już nadeszło. Adwent to czas oczekiwania. Ale na co właściwie
czekamy? Na pierwsze przyjście Chrystusa? Ono już poza nami.
Adwent jest też zawsze przyszłością, ku której zmierzamy. To Jego
drugie przyjście. Ale obawiamy się tego, nie życzymy go sobie.
Wydaje się więc, że chrześcijanin na nic już nie czeka. Lecz czy naprawdę nie mamy na co czekać? Czy pierwsze przyjście Chrystusa jest naprawdę poza nami? Albo czy całe obszary ziemi, czy wielu ludzi w naszym kraju, w tym mieście, nie żyje jeszcze w gruncie rzeczy „przed narodzeniem Chrystusa”? Są ludzie żyjący po Chrystusie, którzy widzieli Go i od Niego odeszli. Cała ludzkość jest jedna przed Obliczem Bożym, lecz mimo, że przyszedł Jezus, większość niej nadal tkwi w ciemności. Dlatego owo czekanie pierwsze i drugie ma sens. W najgłębszej swej istocie jest to jedno i to samo. Przyjdź Panie Jezu - wołamy, aby świat przyjął Boga.
Dlatego Adwent to także każde obecne teraz. Pan bowiem przychodzący
przyszedł i żyje miedzy nami, żyje razem z nami. Każdy dzień jest dniem jego przyjścia. Adwent trwa. Przypomina
nam najpierw, że obecność Boga już się zaczęła. W sposób ukryty już jest
obecny. Boga nie można inaczej znaleźć,
jak idąc Mu naprzeciw. Wychodząc z bardziej lub mniej wygodnej codzienności,
wychodząc ku Niewidzialnemu. Jego obecność dopiero się zaczęła, jeszcze nie
wypełniła. Jest w trakcie ciągłego stawania się i dopełniania. Każdy z nas jest
tym - przez których Bóg chce być obecny w świecie. Poprzez twą wiarę, twą
nadzieję, twą miłość chce wnosić Swoją światłość w ciemności ziemi. Niech przez
nas przyjście Chrystusa stanie się udziałem wszystkich ludzi. 358 Ratzinger
* * *
Na co właściwie czekamy w
Adwencie? Na pierwsze przyjście Chrystusa? Ono jest już poza nami. Na
Jego drugie przyjście? Obawiamy się go, rwie
życzymy go sobie. Wydaje się więc, że
chrześcijanin na nic nie czelna. Lecz czy naprawdę nie mamy na co
czekać? Czy pierwsze przyjście Chryst'asa jest naprawdę
„ja nami"? Albo czy całe obszary ziemi, czy my sami
nie żyjemy jeszcze w gruncie rzeczy „przed narodzeniem Chrystusa"?
Czyż nie musi On wciąż jeszcze przebywać w „stajni", a niy,
którzy mieszkamy w domach, nie wiemy o tym, nie chcemy wiedzieć,
ponieważ nie mamy dla Niego miejsca?
Są ludzie, którzy żyją jeszcze
przed Chrystusem, których Bóg jeszcze nigdy nie spotkał. Są ludzie żyjący po
Chrystusie, którzy Go widzieli i - od Niego
odeszli. Czy nie jest lepiej żyć
„przed" niż „po" Chrystusie? Czy Jego pierwsze przyjście może kiedykolwiek po prostu „być już za nami"?
Czy w rzeczywistości nie powinniśmy
przez całe życie wychodzić Mu naprzeciw
i czy Adwent nie powinien nam pomóc trwać na tej drodze? W ten sposób moglibyśmy się przekonać, że czekanie na
pierwsze i drugie przyjście to w najgłębszej swej istocie jedno i to samo. Jedno i drugie nie
oznacza ostatecznie niczego innego,
jak włączenia się wewnętrzną dynamiką prośby: „Przyjdź królestwo Twoje". Gdy pierwsze przyjście Chrystusa stanie się udziałem wszystkich, wtedy nastąpi także
drugie przyjście. Jeśli wszyscy wejdą „do stajni betlejemskiej", wtedy stajnia stanie się miejscem chwały.
Los świata rozstrzyga się „przy stajni". Wygnane tam Dziecię jest Sądem
i - Zbawieniem.
363
Mówi się, że we współczesnym świecie święta Bożego Narodzenia zostały beznadziejnie skomercjalizowane, że wyrodziły się w jeden wielki jarmark, a ich pobożna oprawa nabrała posmaku kiczu. Wychodząc od tego faktu zapytajmy: Czy za tą świąteczną bieganiną - która słusznie nas drażni, bo jest naj-niewłaściwszym sposobem obchodzenia cichej
Betlejemskiej tajemnicy, tajemnicy
Boga, który dla nas stał się ubogim (2
Kor 8, 9) - nie kryje się jednak, jako
punkt wyjścia, myśl głębsza, wewnętrzna potrzeba miłości, która zmusza
do udzielania się, dawania czegoś swojego drugim? Czy wraz z tą ideą obdarowywania nie stajemy w samym sercu świątecznej
tajemnicy? We
mszy św. wigilii Bożego Narodzenia prosimy Boga, byśmy mogli przyjąć z
radością te wiekuiste czary, które przynosi pana święto
Chrystusowych narodzin. Myśl o obdarowywaniu jest zatem zakotwiczona
w liturgii i uświadamia nam odwieczny dar Boży: Bóg sam chciał w tej świętej
nocy stać się darem dla ludzi, wydał nam samego Siebie. Właściwym
darem świątecznym dla ludzkości, dla historii i dla każdego z nas jest
sam Jezus Chrystus. Nawet ten, kto nie wierzy w Niego jako
Boga, który stał się człowiekiem, musi uznać, że Jezus ubogacił
wewnętrznie pokolenia za pokoleniami. W naszym obdarowywaniu świątecznym
powinno być zatem coś z tego pra-daru, coś z gestu Miłości Bożej, która nie
mogła nam dać już nic więcej, bo dała nam samą siebie.
Czy nasz
dar jest drogi, czy tani, to nie liczy się wiele;
kto nie potrafi jednak dać wraz
z swym darem cząstki samego
siebie, ten daje zawsze za
mało.363 Ratzinger