Aukcja obrazów | ||||||||||||
Taboryska malarka - pani Anna Krepsztul Dzień 20 lutego br. pani Anna Krepsztul określiła jako "żniwo całego swojego życia". W tym dniu nieduży drewniany domek na skraju wsi Taboryszki był wręcz oblężony przez zwolenników talentu słynnej malarki Wileńszczyzny, przyjaciół, osoby, które przyszły tu po raz kolejny po prostu spotkać się z tą niezwykłą kobietą. Od niej, od ćwierć wieku przykutej do wózka inwalidzkiego, zaczerpnąć sił i radości życia. Tym razem mieli szczególną okazję, żeby wyrazić swój zachwyt, szacunek i miłość. Powód ten - to 70. urodziny pani Anny. Wiele ciepłych słów pod adresem malarki padło w tym dniu z ust przybyłych gości. Kto nie mógł przyjść osobiście, składał życzenia telefonicznie. Dzwoniono z okolicznych wsi i miasteczek, z Wilna, Polski, Niemiec, Włoch... Życzono zdrowia i wytrwałości, dziękowano za piękne dzieła wychodzące spod jej pędzla oraz za przykład, jakim nam wszystkim służy. - Tyle kwiatów, tyle pięknych słów... Nie wiem, czy na nie zasłużyłam, chociaż starałam się, jak mogłam. Nie potrafię wyrazić słowami, co teraz czuję. Jestem wzruszona do głębi serca. Dziękuję wam, moi kochani, dziękuję... - ze łzami w oczach powtarzała pani Anna. Anna Krepsztul często jest nazywana ambasadorem Wileńszczyzny na świecie. Jej obrazy były eksponowane w galeriach Torunia, Ełku, Białegostoku, trafiły do zbiorów prywatnych w Kanadzie, USA, Niemczech, Francji, Polsce i na Litwie, zdobią kościoły w Rostowie nad Donem (Rosja), Witebsku (Białoruś), kanadyjskim Wilnie itd. Płótno z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej i obraz Matki Bożej Bolesnej wyhaftowany jedwabnymi nićmi ma w swojej kolekcji Ojciec Święty Jan Paweł II. Anna Krepsztul jest autorką blisko 3.000 obrazów. Każdy z nich - bądź to ikona Madonny, portret rodzinny, taboryski pejzaż czy namalowane kwiaty z łąki przed domem - emanuje cudowną radością życia. Mimo woli pytasz siebie: gdzie jest jej źródło? Anna Krepsztul to malarka ludowa o niezwykłym losie. W twórczości symbolizuje go motyw złamanej brzozy, która mimo tragedii życiowych puszcza nowe pędy, gdyż żywe są jej korzenie. Urodziła się 20 lutego 1932 roku w Taboryszkach w rodzinie Stanisława i Józefy z Orłowskich Krepsztulów. Rodzina wiejskiego nauczyciela zachwycała się dziwnym, niebieskawym kolorem białek oczu dziewczynki. Nikt wtedy nie przypuszczał, że jest to oznaka ciężkiej choroby. Kości małej Ani zaczęły słabnąć i kruszyć się. Nastąpiły komplikacje, lekarze długo nie mogli postawić właściwej diagnozy, a kiedy chorobę rozpoznano, nie umiano jej leczyć. W ciągu 70 lat życia pani Anna doznała ponad 60 złamań. Powoduje je nawet nieostrożny ruch. Do tego cukrzyca i cały bukiet innych chorób. Jednak ból i cierpienie nie załamały Anny. Odwrotnie - wyzwoliły w niej silną energię twórczą. Pierwszych lekcji malarstwa udzielał jej ojciec, rzeźbiarz z zamiłowania. Uczył córkę zachowania form i proporcji obrazu. Anna nigdy nie uczyła się w szkole plastycznej, stan zdrowia pozwolił jej zdać tylko małą maturę. Pierwsza wystawa obrazów Anny Krepsztul miała miejsce w Wilnie w 1949 roku. Zauważono ją, dostała pracę w Domu Twórczości Ludowej "Daile" ("Sztuka"). Śmierć ojca, a niedługo po tym matki, zaostrzyła chorobę Anny. Przestała chodzić. Nowe złamania powodowały, że po 4-6 miesięcy musiała spędzać w szpitalach. To dlatego jest tam tak dużo prac taboryskiej malarki. Anna nie chciała być ciężarem ani dla brata Henryka, ani dla siostry Danuty. Postanowiła żyć samodzielnie w rodzinnym domu. Codziennie odwiedza ją siostra, coraz częściej spędza tu noce. Jednak pani Anna stara się radzić ze swoim bólem i nieposłusznym ciałem sama. Sama gotuje, pierze, sprząta. Szkoda, że już prawie nie piecze ciast. Raj dla podniebienia! Każdy dzień pani Anna zaczyna od malowania. Niekiedy, zanim dotrze do sztalug, jest zmęczona. Wówczas odpoczywa, zamyka oczy i siedzi nieruchomo. Kiedy nie potrafi utrzymać pędzla, przywiązuje go do ręki. I maluje. Nie myśli wtedy o samotności, kalectwie. Ból ustępuje. Tak powstaje nowy obraz Anny Krepsztul. Tchnący radością, ciepłem, niezwykłą witalnością. - Nie przeżyłabym 25 lat na wózku bez dobroci ludzkiej i miłości bliskich. Nie potrafiłabym też żyć bez malowania. Przestać pracować jest dla mnie równoznaczne ze śmiercią - mówi pani Anna, przyznając, że wiele obrazów musiała sprzedać, żeby pokryć koszty leczenia. Zimą w domu Anny Krepsztul panuje raczej spokój, zawiane ścieżki toruje jedynie ktoś z rodziny lub sąsiad. Natomiast latem mieszkanie-galeria wypełnia się gwarem przybywających zewsząd wycieczek. Obejrzeć dzieła taboryskiej malarki przyjeżdżają turyści z Litwy, Polski, Włoch, Niemiec itd. Podczas jednej z takich wizyt pani Anna po raz pierwszy gościła w swoim domu Afrykańczyka umiejącego po polsku powiedzieć jedynie "dzień dobry" i "dziękuję". Zagadką zostaje jego wpis w księdze pamiątkowej, dokonany widocznie w jego ojczystym języku, gdyż nikomu dotąd nie udało się go rozszyfrować. Możemy jedynie się domyślać, że podobnie jak każdy, kto kiedyś przekroczył próg tego domu, podziwia nie tylko piękne obrazy, ale też utalentowaną, miłą i pogodną gospodynię, silną kobietę - Annę Krepsztul. Andrzej Kołosowski 2002-03-23 (23:20) Nasz Dziennik
| ||||||||||||
|
||||||||||||
Pani M. Ramseier-Prejs urodziła się w 23 sierpnia 1968 w Poniatowej woj. lubelskie. Ukończyła technikum, a następnie studiowała filologię rosyjska na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. W 1991 wyszła za mąż i wyjechała do Szwajcarii. Pracowała w Bernie bibliotece parlamentu. Obecnie zajmuje się wychowaniem dwójki dzieci. Pani M. Ramseier-Prejs maluje od 6 lat. Ukończyła kursy malarskie w Bernie i w Polsce. Wystawiała obrazy na wystawach w regionie Bern, w Polsce w Kazimierzu Dolnym, oraz w Calpe w Hiszpanii. Swoja sztuką wspiera działalność charytatywną.
| ||||||||||||
| ||||||||||||
[powrót do głównej strony galerii] |