Krysia, (bo
tego imienia używała na codzień), długo i dzielnie walczyła z bezlitosną
chorobą. Kiedy jednak operacja chirurgiczna okazała się spóźniona, a inne
zabiegi lekarskie – nieskuteczne, kiedy medycyna odebrała Jej po prostu wszelką
nadzieję na powrót do zdrowia, wtedy z zasługującym na podziw i szacunek
spokojem Krysia przyjęła do wiadomości wydany na Nią wyrok i z godnością
oczekiwała zbliżającego się końca. W wyjątkowo słoneczną sobotę, 11 lutego 2006
roku w szpitalu kantonalnym w Badenie Krysia oddała duszę Bogu, a nam
pozostawiła ból w sercach oraz wspomnienia, które – póki żyjemy – tkwić będą w
naszej pamięci. Najwięcej wspomnień przechowa Jej siostra, Irena, która znała
Krysię od chwili Jej narodzin w Warszawie. Bardzo się swą nowonarodzoną
siostrzyczką ucieszyła i od początku darzyła Ją najgorętszą miłością. Przez
całe życie była z niej niezmiernie dumna, zawsze gotowa chronić Ją przed
przeciwnościami losu i stawać w Jej obronie. Irena też najboleśniej przeżywała
Jej chorobę i długie konanie oraz najdotkliwiej odczuła Jej odejście. Również
moje wspomnienia sięgają daleko w dzieciństwo Krysi, bo poznałem Ją jako
9-letnią dziewczynkę. Dokładnie zaś w dniu pogrzebu, 17 lutego, minęły 64 lata
od dnia, w którym – ku zdziwieniu swych szkolnych koleżanek – Krysia w
najstarszym kościele Warszawy, Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na Nowym
Mieście, zalewała się rzewnymi łzami podczas naszych, tj. Ireny i moich,
zaślubin. Były to łzy żalu, że zabieram Jej ukochaną siostrę. Niemniej jednak
od razu zaakceptowała mnie jako nowego członka rodziny, a ja od początku
traktowałem i kochałem Ją jak rodzoną siostrę.
W czternastym roku życia, po zaprzysiężeniu, Krysia z dumą założyła na rękaw biało-czerwoną opaskę z literami A. K., by – przyjąwszy bardzo do Jej żywego charakteru pasujący pseudonim Iskierka – stać się uczestniczką Powstania Warszawskiego. Pamiętają Ją z tego okresu Jej towarzyszki i towarzysze broni oraz Irena. Funkcję łączniczki Krysia pełniła w zgrupowaniu Baszta, które walczyło w rejonie warszawskiej Starówki, gdzie, jak wiadomo, przez wiele tygodni trwał niezwykle zacięty bój z przeważającymi siłami niemieckimi. Mieszkanie rodziców Krysi znajdowało się przy ulicy Długiej 18, tj. tuż obok miejsca, które dziś zajmuje pomnik Powstania Warszawskiego. Mimo bez przerwy czyhających zewsząd śmiertelnych niebezpieczeństw, Opatrzność Boska całą rodzinę zachowała przy życiu. Podczas prezydentury Lecha Wałęsy Krysia została odznaczona Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Partyzanckim i Krzyżem Powstania, a także kilkoma medalami. Niedawno otrzymała awans na stopień porucznika. Po przejściu wraz z pozostałą przy życiu ludnością Warszawy gehenny wypędzenia, którego pierwszym etapem był obóz przejściowy w Pruszkowie, Krysia po zakończeniu wojny wróciła do przerwanej Powstaniem nauki. We wspomnieniach Ireny i moich zachowamy też obraz: Krysi jako młodej, urodziwej panienki, której wdzięk od pierwszego wejrzenia zauroczył Romualda Lipko, mego kolegę ze studiów na Politechnice Gdańskiej. Ślub ich odbył się w Gdyni w Kościele OO. Jezuitów w 1950 roku. Pamiętać też będziemy trudną ciążę Krysi i niebezpieczny poród, którego omal nie przypłaciła życiem. Jej synowie-bliźniacy nie zapomną Krysi jako matki, uczącej ich wierszyka: „Kto ty jesteś? – Polak mały. – Jaki znak twój? – Orzeł biały...”. Romek, który pracując na Politechnice u boku profesor Romualda Cebertowicza zdobył duże doświadczenie w zakresie budownictwa wodnego, w 1959 roku przyjął nader atrakcyjną propozycję wzięcia udziału w projektowaniu i budowie szeregu dużych obiektów hydrotechnicznych na terenie Iraku. Podążyła tam za nim Krysia z chłopcami, a potem cała rodzina kilkakrotnie zmieniała miejsce pobytu, gdyż Organizacja do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (F.A.O.) powierzała Romkowi różne zadania w takich krajach jak Cypr, Północna Rodezja (późniejsza Zambia), Panama lub Włochy. Wreszcie na początku lat siedemdziesiątych osiedli w Szwajcarii, najpierw we Fryburgu, a następnie w Wettingenie. Synowie Krysi i Romka winni są swoim rodzicom wdzięczną pamięć za ich usilne starania o to, aby umożliwić im zdobycie wyższego wykształcenia medycznego. Wykształcenie to – wsparte rzetelną pracą – mogło w Szwajcarii zapewnić im i ich rodzinom dostatni byt. Również ciepłe wspomnienia o dobroci obojga, o ich gościnności i hojności pozostaną w pamięci naszych dzieci. Szczególnie wdzięczne będą te, którym ułatwili oni start życiowy na obcym dla nich terenie Szwajcarii. Ale najdłużej żyć będzie Krysia we wspomnieniach najmłodszego pokolenia, pokolenia Jej i naszych wnucząt. Nie kryły one swej miłości, jaką do Niej żywiły i nie wstydziły się łez wylanych przy ostatnim, smutnym z Nią pożegnaniu. Licznym swoim przyjaciołom i znajomym w Szwajcarii, Polsce i na wszystkich kontynentach, Krysia utkwiła w pamięci jako pełna humoru osoba o nieprzeciętnej inteligencji i urodzie, a jednocześnie – jako osoba, której los nie poskąpił rozmaitych zmartwień i cierpień fizycznych. Nieszczęśliwe wypadki i ciężkie choroby kończące się często operacjami na wiele tygodni przykuwały Ją do łóżka lub fotela. Wtedy też najczęściej chwytała za pędzel lub kredkę, aby za ich pomocą wyczarowywać na papierze lub płótnie urocze krajobrazy, portrety lub barwne kompozycje, stanowiące dowód, iż ma ona niebagatelny talent malarski. Owe dzieła sztuki plastycznej, stanowić będą trwalszy ślad Jej pobytu na tym łez padole, aniżeli wspomnienia śmiertelnych ludzi, którzy się z Nią zetknęli. Oboje byli ludźmi głębokiej wiary, którzy w miarę swych możliwości wspomagali finansowo działalność Polskiej Misji Katolickiej w Szwajcarii. Ich solidarne zaangażowanie się w pomoc dla PMK i ś.p. ks. prałata Jana Frani datuje się od początku ich pobytu w Szwajcarii. Jedna z cegiełek wmurowanych w ściany centrum misyjnego w Marly koło Fryburga nosi Ich nazwisko. Podczas uroczystości pogrzebowych, odbywających się na cmentarzu Brunnenwiese w Wettingenie, odprawiający mszę świętą, ks. prałat Włodzimierz Czerwiński przypomniał udział Krysi w życiu społeczności katolickiej w Szwajcarii a w szczególności Jej konsekwencję i hojność w popieraniu idei powstania Centrum Spotkań i Modlitwy przy Polskiej Misji Katolickiej w Zurychu. Wiara w życie wieczne pozwalała Jej ze spokojem oczekiwać kresu życia doczesnego.
Krysia owdowiała ponad 8 lat temu. Dusze obojga radują się już ze spotkania w niebiosach, a prochy spoczęły obok siebie we wspólnej mogile. Próbujemy więc radować się wraz z Nimi ich pozaziemskim szczęściem, chociaż tu na ziemi nam, ludziom zasmuconym, nie przychodzi to łatwo. Ze ściśniętym sercem pożegnałem Krysię-Iskierkę, cytując ostatnie słowa kołysanki, którą ongiś śpiewała swoim synkom: Cyt! … Iskierka zgasła.
Zbigniew Kączkowski